smutno jakoś.
trwa to już kilka dni. zamuła. nie wiem skąd, nie wiem po co, ale zdarza mi się wieczorami 'płakać'. siedząc przykryta kocem z kubkiem lekko gorącego cappucciono przy komputerze oglądająć zdjęcia, słuchajać przy tym muzyki, tak własnie wtedy pojawia ściana. zaczynają spływać łzy po policzkach. i tylko szybko je wytrzeć żeby nikt nie widział...
może i poczęści jestem świadoma powodu dlaczego tak jest, ale przecież zdarzało się to już wcześniej, dlaczego więc przezywam to teraz? i to w taki sposób? będzie gorzej, czuje to.
znów pojawi sie ściana której nie będę potrafiła ominąć.
najgorsze - nie umiem udawać
kiedy jest mi źle i choćbym nie wiem jak próbowała to ukryć i tak mi się to nie uda. być może to ze zmęczenia. w końcu przez długi czas musiałam pokazywać że jest dobrze, choć nie było.
wgl po co ja się rozczulam?
bo nie jest tak jak bym chciała?
a kiedykolwiek było?
nie no było. dużo razy, choć nie zawsze
i te momenty
kiedy na samą myśl pojawia się uśmiech
ale i łzy
być może ze wzruszenia
tak, one muszą być ze wzruszenia
że ja to przeżyłam
że ja przeżyłam
że ja żyje
że ja oddycham
że ja dostałam sie do szkoły do której chciałam iść
że ja mam wspaniałych przyjaciół
że ja mam wspaniałą mamę, którą kocham całym sercem
że ja, własnie ja potrawie pokazać że jednak warto żyć
że ja, że mam jakiekolwiek uczucia
czuje sie nie doceniana
robie to o co mnie proszą, czasam nawet więcej
staram się
zależy mi
a wzamian nie dostaje nic
zapominają, że jestem, albo pamiętają gdy czegoś chcą
i to chyba najbardziej z tego wszystkiego boli
czuć się odrzuconą
przez kogoś bliskiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz